Wczoraj mieliśmy burzę mózgów..Po powrocie ze szkoły dzieciaki zaczęły marudzić że zjadły by coś słodkiego a najlepiej to paczki albo ciasto z dużą ilością rodzynek i czekolady.Choc mi się nie chciało bo bolała mnie głowa i coś mnie rozbieralo Wzielam coś przeciwbólowego i po pół godzinie jucynamonowegoż w lepszym nastroju weszłam do kuchni myśląc co można na szybko upiec. Do kuchni wpadły najpierw dziewczynki i stwierdziły że one mi bardzo chętnie pomogą.Maka ,jajka i inne produkty znalazły się na blacie w mgnieniu oka, ale to był tylko początek Robienie ciasta drożdżowego zajęło nam prawie 2 ggodziny a przy robieniu farszu okazało się że rodzynki są pychaaaa więc trzeba ich dużo dodać. Farszu wyszła duża pełna miska a ciasta było za mało. Koniec końców dzieciaki umorusane mąka po około 5 godzinach roboty zajadały (Jeszcze ciepłe ) bułeczki z rodzynkami i cynamonem stwierdzając że jutro robimy je znowu.Na co ja z przerażeniem w oczach oczaczkach stwierdziłam że najpierw trzeba zjeść 38 bułeczek a potem pomyślimy.Sprzatanie zajęło mi następne 4 godziny. Zabawę dzieciaki miały wspaniałą a ja ledwie patrząc na oczy po zmianie ubrania leglam jak mops na łóżko i pomyślałam że na drugi raz wszystkie wspólne wypieki będziemy robić tylko w dni wolne od szkoły i to od rana